niedziela, 25 maja 2014

Rozdział I - Część 1

  Za każdym razem wchodząc do biblioteki czuje się tak samo, z daleka wyczuwam zapach moich ukochanych książek. Dla nie których może się wydawać to dziwne, ale ja z zamkniętymi oczami potrafię odnaleźć książkę, wystarczy że powęszę. Ich zapach budzi we mnie poczucie bezpieczeństwa, od zawsze jestem molem książkowym. Kiedy czytam zamykam się w świece książki, każde zdarzenie przeżywam tak jakbym był bohaterem, którego los został spisany na kartkach, które właśnie mam przed nosem, których smukłe litery są werbowane przez mój wzrok. Czasem zdarza mi się nawet płakać, gdy kogoś zranią lub zabiją. Czytam odkąd pamiętam, kiedy miałem zaledwie sześć lat potrafiłem sięgać po egzemplarze mające ponad 800 stron, teraz mam już od kilku miesięcy skończone siedemnaście i nadal kocham czytanie. Bibliotekę odwiedzam co drugi dzień, by tam skierować się do działu z moją ukochaną fantastyką i wyciągnąć kolejną książkę. Mimo że kontynuuje to już od jedenastu lat, nie przeczytałem nawet połowy znajdujących się w tym pokoju dzieł. Jakby się zastanowić to prawdopodobnie nie zdążę poznać wszystkich przed śmiercią, a tak bardzo bym chciał.

 Teraz siedzę w swoim pokoju jak zwykle wczytany w jakąś książkę, spytany o jej tytuł nie potrafiłbym podać go bez sprawdzenia na okładce. Wolę zająć się treścią niż nazwą czy autorem dzieła. W momencie, kiedy moje oczy śledzą zdanie mówiące o olbrzymie dobijającym się do jakichś drzwi, w moich uszach rozlega się łomot uderzanych drzwi.
-To moja wyobraźnia.- Myślę, często zdarza się ze słyszę lub widzę to o czym akurat czytam. Ale nie, to nie wyobraźnia, uświadamiam sobie, kiedy słyszę donośny głos mojej matki. Wkładam zakładkę między podarte strony, zamykam książkę i szybkim ruchem ręki wpycham ją pod łóżko. Mama nie lubi jak czytam, uważa że marnuje czas, zawsze pyta -Po co czytać, o czymś co nie istnieje, nie miało miejsca?- i zanim zdążę zaprotestować dodaje -przeczytaj sobie lepiej gazetę Gohidan-  nie lubię jak mówi do mnie po imieniu, nie pasuje ono do mnie. - Skąd ten pomysł żeby chłopaka mającego mieszkać w nudnych Starachowicach nazwać tak nie zwykłym imieniem-, myślę zawsze kiedy je usłyszę. Tak jest i tym razem, mama dobija się wykrzykując moje imię, muszę starać się nie powiedzieć nagłos tego co o nim myślę, przygryzam język i wstaję by otworzyć jej drzwi.
Kiedy je otwieram od razu poznaję po minie matki że jest wściekła. Udaję że dopiero wstałem z łóżka, na szczęście nabiera się, każe mi tylko zejść na dół jak tylko będę gotów, bo potrzebuje pomocy a po chwili sama schodzi po spróchniałych schodach na dolne piętro naszego skromnego domu.

 Słysze dobiegający z pokoju pode mną krzyk, to pewnie ojciec, jest chory, lekarze twierdzą że nawet śmiertelnie, większość z nich mówi że już powinien nie żyć. Patrząc na jego objawy często stwierdzam to samo, w tamtym tygodniu na klatce piersiowej wyrósł mu wielki bąbel wypełniony jakby ognistą breją, pękł dopiero gdy wyrósł od szyi aż poniżej pępka. Poparzył ojca a dziury powstałe w skutek tego były naprawdę głębokie i obrzydliwe, gdy się je obmyło z mocno cieknącej krwi można było zauważyć perłowo białe kości. Mimo tego że krew lała się bez przerwy ojciec ciągle żyje, twierdzi nawet że nic go to nie bolało, tak jakby już nic nie czuł, jakby był już martwy a jednak z nami rozmawia. Pewnie znowu coś się z nim dzieje, najprawdopodobniej mama wołała mnie żeby to właśnie przy nim pomóc, chciała go chyba umyć, przynajmniej tak mi się wydaje, bo słyszałem z dołu chlupanie wody. Decyduje się zejść na dół, może to coś poważnego i to ostatnia szansa na pożegnanie ojca, reszta rodziny biegała ciągle w okół niego by mu pomóc tak odebrali jego chorobę. Byli naprawdę smutni, ale chcieli by było mu dobrze a ja zdołowany zamiast pomagać, jeszcze bardziej zapuściłem się w świat książek by odciąć się od smutnej prawdy. Jedyną osobą uważającą to za dobre był właśnie tata, który jeszcze przed rokiem był całkiem zdrowy i sam podpowiadał mi jaką książkę wybrać. On tak samo jak ja kocha czytać, ale teraz nie może, nie wyobrażam sobie życia bez książek, nie potrafiłbym tak.

 Wchodzę teraz do pokoju w którym leży ojciec i wpada mi do głowy pewien  pomysł. Czemu nie wpadłem na to wcześniej, przecież mogę czytać mu na noc, skoro on sam nie może, w końcu od czegoś mnie ma. Spytam się go wieczorem co o tym myśli. Spoglądam na szary sufit potem na cztery oliwkowo zielone ściany, by po chwili opuścić wzrok na wyłożoną ciemnymi panelami podłogę. Zauważam że odkąd ostatnio tu byłem zmienił się jedynie nastrój, wcześniej było tu ponuro a dziś potrafię wyczuć szczęście, które bije od mojego młodszego brata Kamila. On ma dobrze, przynajmniej dostał normalne imię. Leży przytulony do ojca, trzyma jego dłoń, naprawdę widać że go kocha nie ma to jak szczera, oddana miłość czterolatka do ojca. Patrzę na nich z zazdrością, jeszcze niedawno codziennie przypominałem tacie jak bardzo go kocham a odkąd jest chory zdarzyło mi się to może z trzy razy, żałuję tego, ale nie wiem czy potrafię jeszcze mówić o uczuciach. To wina matki, nie lubi jak mówię jej że ją kocham, odpycha mnie wtedy. Denerwuje ją we mnie wszystko, od miłości do ojca, przez zielono szare oczy, aż do dred na głowie, nie wiem czemu tak jest, ale staram  się z tym pogodzić. Stawiam trzy kroki prosto w ich stronę, teraz patrzę prosto w oczy taty - Kocham Cię tato.- Szepce tak żeby mama nie usłyszała. - Ciebie też Kamil. -Dodaję po chwili i przytulam ich obu, mógłbym ich nie puszczać. Niestety słyszę kroki matki, wiem że nie byłaby zbyt szczęśliwa gdyby zobaczyła co tu wyprawiam, więc odskakuje na bok. Tak jak myślałem, ma ze sobą wiadro wody destylowanej służącej nam do oczyszczania ran taty, każe mi go obmyć a sama kładzie się spać w pokoju obok, rozumiem ją jest zmęczona w końcu ciągle biega przy tacie, widzę że go kocha, chociaż nie potrafi tego powiedzieć,doskonale to pokazuje. Szkoda że ja nie umiem pokazać jej jak bardzo kocham całą naszą rodzinę, tatę, ją i Kamila.

 Biorę szmatki do ręki obmywam dokładnie rany po poparzeniach na klatce piersiowej i brzuchu ojca. Brudną wodę z wiadra wylewam w przeznaczone do tego miejsce, wiadro odstawiam i po chwili biegnę do swojego pokoju, gdzie szybko się wypłaczę w poduszkę aby po kilku minutach na nowo schować się w swoim własnym świecie a przynajmniej tak myślę, bo od roku  taka jest każda nasza sobota, od rana czytam, potem obmywam ojca i wracam do czytania, więc w jego pokoju bywam tylko w ten jeden dzień tygodnia. Pozostałe sześć upływa mi powoli z książką u boku, tylko czasem muszę wyskoczyć na zakupy, gdy mama nie ma co na obiad zrobić.
 Udało mi się pozbyć łez z oczu,ale tym razem nie biorę się od razu za czytanie, uświadamiam sobie co tata powiedział mi kilka lat temu -Jak skończysz siedemnaście lat to zdradzę Ci tajemnice o której nie wie nawet mama, tylko przysięgnij że nikomu nie powiesz- wtedy przysiągłem, nie wiem czy teraz dałbym radę wypełnić obietnicę, ale decyduję że jutro zapytam o to ojca, w końcu mam już od kilku miesięcy ten odpowiedni dla ojca wiek. Nie powiedział mi wtedy, gdy skończyłem siedemnaście lat, bo był już chory, po prostu ma inne zmartwienia.
Dziś jestem jednak tak zmęczony, że nie biorę się nawet za moje ukochane książki, mam ochotę iść spać, więc rozbieram się i w samych bokserkach kładę się, by w ciągu kilku sekund zasnąć.

 Kiedy o piątej nad ranem budzi mnie dźwięk tłuczonego szkła od razu myślę że to na pewno mama coś upuściła. Już od kilku tygodni zastanawiam się ile skarg na Hitstone'ów dostała Starachowicka policja,
w naszym domu ciągle panował hałas, więc sąsiedzi mieli wiele powodów do narzekania.  Matka codziennie coś niszczy, martwię się o nią, wiem że nie daje już sobie rady, mimo to rzadko jej pomagam. Ciekawe co dziś upuściła, pewnie nic aż tak cennego, bo nie rozlega się krzyk wściekłości. Postanawiam sam to sprawdzić, zakładam czarne bojówki, zieloną koszulkę bez rękawów i ostrożnie zbiegam po starych schodach.
Gdy wchodzę do pokoju nie spotykam matki, zauważam jedynie stłuczony kubek przy łóżku taty, na pewno to on go strącił próbując uchwycić jego ucho poparzoną dłonią. Nie słyszę żeby ktoś inny był w domu, cieszę się, mam okazje szczerze porozmawiać z ojcem. Nie wiem tylko czy w takim stanie będzie chciał ze mną w ogóle ze mną rozmawiać, być może uzna że to nie ważne jeśli nie to pewnie bardzo zależy mu żebym o to wiedział. -Mniejsza o to. - Myślę. - Nie spytam to się nie dowiem. - Motywuję się. Biorę głęboki relaksujący wdech i zbliżam się do jego łóżka, by zacząć rozmowę.
- Cześć tato. - Zaczynam, patrząc na niego ze smutkiem, który rodzi się gdy zauważam wyraz bezradności na jego wychudzonej twarzy.
- Synu. - Nie jest tak źle jak myślałem ma siłę rozmawiać. Mimo chrypy
będącej efektem wysuszenia gardła rozumiem co mówi.
-Jak się czujesz? - Pytam, mając nadzieję że nie usłyszę najgorszego.
-Dobrze, najgorszy jest brak książek i świadomość że tylko ja wiem co mi tak naprawdę jest. - W głosie taty słyszę wstyd.
- Co? To czemu im nie powiesz. Uratowaliby cię. - Czuję się zbity z tropu nie wiem co mam o tym myśleć, czy on naprawdę stracił rozum.
-Masz już skończone siedemnaście lat. - Bystrze zauważa. - Obiecałem ci że zdradzę pewną tajemnicę, chyba nadeszła pora.- Czuję szczęście, bo nie wiedziałem jak dotrzeć do tego tematu a teraz sam chce mi to powiedzieć. - Widzisz synu, to jest stara Hidanska choroba, wyleczyć ją można tylko z pomocą pokrzyw zerwanych w Hidanie o którym lekarze nawet nie wiedzą. Muszę ci wszystko wytłumaczyć. - Przerywa, wyczuwam strach, czyżby boi się że mu nie uwierzę. - Synu, świat w którym mieszkamy to nie jedyne miejsce w którym toczy się życie, istnieje także co najmniej jedna równoległa kraina. Przynajmniej o jednej wiem na pewno, nazywa się Copidea. - Kiedy o tym mówi zastanawiam się czy przypadkiem nie czyta za dużo książek, ale ufam mu, wierzę, więc słucham dalszej Historii. - Na południu Copideii leży państwo nazywane Hidanem, zamieszkane przez niezwykłych ludzi, którzy kiedy tylko mają specjalną księgę potrafią rzucać zaklęcia, bez niej też są inni, umieją przyjąć formę wilka gdy tylko tego chcą. Rządzą oni Copideą, lecz nie są jedynymi istotami jakie można tam spotkać, Copidea to kraina wszystkiego o czym możesz przeczytać w książkach fantasy. Wszystkie stworzenia wymyślone przez ludzi z Ziemi znajdziesz właśnie tam. I tam właśnie rośnie lekarstwo na moją chorobę. - Patrzę na niego z otępieniem, zastanawiając się skąd on o tym wie. On chyba to zauważa, bo po chwili wyjaśnia. - Trzydzieści lat temu, przybyłem tu właśnie z tamtych magicznych zakamarków, poznałem twoją matkę i postanowiłem tu zostać, wiedziałem że któryś z moich synów będzie taki jak ja, będzie Hidanem, gdy się narodziłeś od razu wiedziałem że to ty, poznałem po oczach. A twoja miłość do książek jeszcze bardziej mnie upewniła, jestem dumny.- W jego oczach pojawiła się łza szczęścia. Otarłem ją palcem. Pierwszy raz od dawna na jego twarzy widzę uśmiech, aż serce się weseli. - Teraz ty jesteś gotowy odwiedzić to miejsce. - Dodaje, sięgając do kieszeni w swetrze. Wyjmuje z niej bardzo stary zegarek kieszonkowy, taki jakie można kupić w Anglii, zamykany. Nigdy wcześniej go nie widziałem. Zastanawiam się co może mieć zegarek do magicznej krainy.

 Tata patrzy na mnie z dumą, ostatni raz przypatruję się swojemu zegarkowi po czym wciska mi go w rękę. Teraz ja mogę go obejrzeć, kiedy go otwieram od razu widzę że już dawno nie chodzi, więc zamykam go z powrotem. I dopiero gdy jego pokrywka zatrzaskuje się, zauważam że wmontowane jest na niej ruchome kółko z jakimś symbolem. Opisanie tego znaku nie jest trudne, żeby sobie to wyobrazić trzeba wiedzieć, że jest to romb w którym narysowane jest koło stykające się z wszystkimi bokami figury, przez środek figury przebiega pozioma przekątną stylizowana na strzałę łuku.  - To znak naszego plemienia, synu. - Mówi tata, gdy zauważa że przyglądam się tajemniczemu symbolowi.  - Dzięki temu zegarkowi możesz przenieść się do Copideii, wystarczy że przekręcisz kółko z symbolem, grotem w stronę słońca chwile po świcie i znajdziesz się w górach na zachodzie krainy. Stamtąd jest jeszcze długa droga do Hidanu. - Kończy. I prosi by na razie zostawić go samego, bo powrót matki może źle się skończyć.